11 grudnia 2010

Devin Townsend – Ziltoid The Omniscient [2007]

Devin Townsend - Ziltoid The Omniscient recenzja okładka review coverZiltoid the Omniscient jest dokładnie taki, jaka jest jego okładka. Bardziej się tego pokazać nie da: cudaczny ufoludek trzymający w ręku kubek kawy – no proszę, tego nie można brać na serio. Jest więc prześmiewczo, głupkowato wręcz, nie można jednak nie zauważyć kompozycyjnej i koncepcyjnej doskonałości. Bowiem od pierwszego do ostatniego dźwięku album rozwija się według doskonale skrojonego planu, planu, który wprowadza słuchacza w coraz gęstsze opary absurdu i graniczącego z idiotyzmem geniuszu. Absurdu, który rozpoczyna się niemal sakramentalnym (wiem, że możecie nie wiedzieć, co to znaczy) „Greetings humans. I… am Ziltoid… the Omniscient…”. A takich perełek jest od zasrania, żeby przytoczyć tylko kilka. „I am so omniscient… if there were to be two omnisciences, I would be both!” – żeby wymyślić coś takiego potrzeba ze dwóch profesorów filozofii i tuzin magistrów (chyba, że mówimy o dzisiejszych magistrach, to wtedy cztery tuziny), równie komicznie brzmią słowa wypowiedziane przez „Omnidimensional Creator”: „long time no see, although I see everything…”, natomiast wisienką na torcie jest bez wątpienia „phooey!!! and double phooey”. Teksty są bezdenną studnią hasełek, bon motów oraz mądrości życiowych – sprawdźcie sami. Strona muzyczna to druga strona tego samego medalu. Zagrany i wyprodukowany niemal w całości przez Devina album jest dziecinnie żywiołowy, głupkowato śmieszny i tak przyjemny w odbiorze, że słucha się bez niczyjej pomocy. Płytkę można spokojnie wrzucić do playera i nie wyciągać przez tydzień, a frajdy i tak będzie po uszy. Jest to niespodzianką o tyle, że muzyka jest w sumie stosunkowo prosta – nie ma więc technicznych zawijasów do obczajania, ani mega skomplikowanych temp do przetrawiania. Żeby jednak było jasne – w muzyce dzieje się bardzo, ale to bardzo wiele – sporo w niej sampli, elektronicznych przeszkadzajek i wszelakiej dźwiękowej aktywności. Dlatego też najlepiej brzmi na słuchawkach. Trzeba też oddać Devinowi, że nawet w takiej konwencji jego gitary są niesamowite, nie wydaje mi się bowiem, by wielu było takich, którzy z podobną gracją zagraliby podobne partie. Wrócę jeszcze na moment do słuchawek – warto się zapoznawać z Ziltoid The Omniscient w ten właśnie sposób także ze względu na realizację materiału; klarowność, soczystość i — w skrócie — power są na niebotycznym poziomie. Zakończę z partyzanta myślą: takich albumów nam trzeba.


ocena: 9/10
deaf
oficjalna strona: www.hevydevy.com

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz