23 marca 2010

Obituary - Slowly We Rot [1989]

Obituary - Slowly We Rot recenzja reviewNie wiem jak wam, ale mnie Obituary już do śmierci — nieważne ich, czy mojej — kojarzyć się będzie z kolorem zielonym. Zgniło zielonym, gwoli ścisłości. A wszystkiemu winien jest rewelacyjny wprost debiut Amerykanów, który klimatem i otoczką sprowadza na słuchacza tak jednoznaczne konotacje. Wszystko obraca się wokół śmierci, rozkładu, agonii, pustki i niebytu… Nie oczekujcie jednak po tekstach jakichś głębszych przemyśleń. Nie ma także sensu doszukiwać się w nich drugiego dna, bo nawet to pierwsze właściwie nie istnieje. Tak czy inaczej tematyka poruszana w tytułach jest dla gatunku typowa. Co ważniejsze, daje to jakieś podstawy do tego, aby John mógł zaprezentować swoje niesamowite możliwości wokalne. A zaprawdę jest się czym pochwalić! Rzekłbym, że wymioty starszego z braci Tardy można porównać do ostatniego rozpaczliwego wrzasku pogrzebanego żywcem nieszczęśnika. I mniejsza już z tym, iż nie mam pojęcia, jak coś takiego w ogóle miałoby zabrzmieć. Mniemam jednak, że zestawienie jest wystarczająco obrazowe i przemawiające do wyobraźni? Schodząc na ziemię (czy raczej pod nią), już normalnie wam komunikuję, iż Jonhn w wyjątkowo młodym wieku doprowadził swój głos do ostateczności. Dość powiedzieć, że do dziś nikt nie osiągnął takiego efektu, choć garstka wytrwałych nieco się do niego zbliżyła. Napierducha na Slowly We Rot jest stosunkowo szybka (mając na uwadze ówczesne standardy), a przy tym prosta, dzika (czy nawet momentami chaotyczna), niezaprzeczalnie brutalna i przede wszystkim odarta z wszelkich upiększeń. Obok bezkompromisowej sieczki mamy jeszcze mocarne, okrutnie ciężarne zwolnienia, do grania których inni w tamtym czasie niezbyt się palili. W wykonaniu Obituary takie zabiegi zabijają, wystarczy wspomnieć o potwornie zdołowanym utworze tytułowym. Syf i brud zawarty w muzyce przełożył się również na brzmienie, które jest cholernie szorstkie i surowe, choć z czytelności wiele nie straciło. Wszystkie te składniki zebrane do kupy dają 35 minut pierwszorzędnego death’owego wyziewu prosto z otchłani Florydy. Musicie to mieć, choćby na przyszłość - tak się akurat składa, że debiut Nekrologu to idealny podkład do gnicia. Bo chyba nie wierzycie w życie wieczne?


ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: www.obituary.cc

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz