23 marca 2010

Draco Hypnalis – Imagination [2007]

Draco Hypnalis - Imagination recenzja okładka review coverNiech mi nikt nie mówi, że Pepiczki nie są pogrzani w dekiel. Nie ma się jednak czemu dziwić, jeśli można tam legalnie posiadać Podręczny Zestaw Poprawiający Rozluźnienie — w skrócie PZPR — czyli dragi. Choć w sumie ja nie o tym, mimo iż temat wart rozważenia, tylko o muzyce, więc koniec dygresji. Wspomniane pogrzanie skutkuje niemałą ilością niecodziennych brzmień, które w kraju knedliczkami i piwem płynącym, powstają niczym partie przed wyborami – wystarczy wspomnieć opisywane już Lykathea Aflame, Parasophisma, bohatera dzisiejszego materiału, czy choćby czekający na swoją kolej !T.O.O.H.!. W tak doborowym towarzystwie wyczyny Draco Hypnalis wydają się jednak jakby lekko oklepane. Bez specjalnego problemu można bowiem odnaleźć odniesienia do Mozarta, Nocturnusa czy Dimmu Borgir. Niektóre rozwiązania stylistyczne i aranżacje są natomiast niemal bliźniaczo (hehe) podobne do tych, zaserwowanych przez Azure Emote, którego mózgiem jest niejaki Hrubovcak – brzmi czesko, więc nie ma się czemu dziwić, no nie? „Czeska teoria” ma się więc w najlepsze, nie ma wątpliwości. Imagination to przeszło godzina klimatycznego, nieco odjechanego technicznego death/blacku nagranego przez ludzi wybitnie lubiących klawisze i muzykę klasyczną. Jest tego po łupież w kłakach – klasycznych melodii, instrumentalnych interludiów, nawet całych kawałków opartych na muzyce poważnej. Ostatnie dwa tracki to instrumentalne wersje „The Ones In Shelter Know No Evil” i „The Intimate And The Severe”, które jeszcze bardziej ciągną klasyką niż ich nieukryte wersje. Mozart może czuć się doceniony. A jeżeli owe klasyczne motywy połączy się z niezłymi umiejętnościami gitarzystów, growlami i blastami, wyjdzie kawałek całkiem świeżego i ciekawego materiału; bardziej niż to wynika z opisu, choćby na ich majpejsie. Podobać się może praca gitar, szczególnie częste i owocne korzystanie z klasycznych melodii i motywów, chociaż na riffy także narzekać nie można. Moje poczucie estetyki urzekła olbrzymia przestrzeń i płynąca w niej linia gitary w „The Fortune That Shall Not End In Disorder”. Chłopaków można także pochwalić za dobry programming, bowiem nieobecności pałkera prawie nie czuć. Poprawnie prezentuje się też cała strona elektroniczna, przygotowana z rozmachem i oparta na niegłupim koncepcie – trochę industrialu, trochę tradycji. Tutaj wskazałbym na „The Catacombs Of Wild Passion”, gdzie klawisze wypadły niesłychanie melodyjnie i bardzo „borgirowo”, a cała oprawa – industrialnie. Można powiedzieć, że każdy kawałek ma jakiś błyskotliwy fragment, czasami w postaci gitarowej solówki, kiedy indziej nastrojowej melodii bądź klasycznego motywu, albo wszystkiego naraz jak w „United By The Bearers Of Strength”. Niestety, czasami to rozbudowanie odbija się czkawką, wszystkiego jest za wiele – mnogości zmian tempa, dziwnych dźwięków i zagrywek. I wszystko zaczyna nużyć do tego stopnia, że chce się płytę wywalić z odtwarzacza. Ale tylko niekiedy, bo generalnie jest w porządku.


ocena: 7,5/10
deaf
oficjalna strona: dracohypnalis.ic.cz
Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz