26 marca 2010

Banisher – Slaughterhouse [2010]

Banisher - Slaughterhouse recenzja reviewNiechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój tech death mają. Tak, tak moi milusińscy – rzeszowski team Banisher swoim debiutem udowadnia, że są jeszcze w Polsce ludzie, którzy wiedzą jaki użytek zrobić ze sprzętu. Nie pierdoląc się w żadne podchody, wyciskają z hardware’u i siebie siódme poty, by zaspokoić gusta wszystkich maniaków brutalnego nakurwiania. I muszę przyznać, że robią to bardzo solidnie. W dodatku — jak na Polską kapelę przystało — okraszają całą tą młóckę sporą dawką chorego, świńskiego humoru. Jak się tak zastanowić, to dawno nie było kapeli, która podchodziłaby do tematu z takim dystansem. Nie zdziwcie się więc zatem, kiedy waszych uszu dobiegną różne pierdy, beknięcia, wymioty, tudzież inne „odgłosy paszczą”. Całość tego tałatajstwa sympatycznie wpisuje się w lekko perwersyjno-gore’owy klimat wydawnictwa. Ale tytuł do czegoś zobowiązuje, czyż nie? Klimat klimatem, a muzyka napierdala jak robole o świcie. Żadnej taryfy ulgowej, przez pół godziny nie ma sekundy zmarnowanej na jakiekolwiek przestoje*. Blasty, podwójna stopa i do przodu – szaleństwo w czystej postaci. Kanonadzie garów dzielnie wtórują wiosłowi piłując takie riffy, że się włos na jajcu prostuje. Że o solówkach nie wspomnę. No i — doskonale wyeksponowany — bas. Kapele techniczne muszą mieć autonomicznie pracujący bas, który — jak właśnie w Banisher — stoi na równi z gitarami i którego linia jest od nich niezależna. Tak robią najlepsi i tak robi Banisher. Dzięki temu muzyka staje się pełniejsza, wielopłaszczyznowa i bardziej wciągająca. Na korzyść chłopaków przemawia także dobra kompozycja utworów, odpowiedzialne czerpanie inspiracji z klasyków i ich dopasowanie do własnej wizji. Bez większych problemów można odszukać owe patenty, jednak generalnie ich obecność nie irytuje, a wręcz przeciwnie – pokazuje spore wyrobienie w rzemiośle. Kombinacja elementów sprawdzonych oraz własnych idei działa na korzyść zespołu, tym bardziej, że z obu źródeł brane są patenty najbardziej przemyślane. Jest więc wszystko czego dusza zapragnie – soczysta brutalność, nietuzinkowa technika oraz zajebista wręcz przebojowość. Człek szybko załapuje nastrój kawałka i już po chwili naparza baniakiem i podśpiewuje refreniki. Z niemałą radochą. I taki właśnie jest Banisher – kapelka dająca słuchaczowi sporo frajdy.

*Motywu z Mario nie liczę ;]


ocena: 8/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/banisherofficial
Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz